czwartek, 25 września 2014

Rozdział piętnasty.

There's a holl in my soul
I can't fill it, I can't fill it
There's a holl in my soul
Can you fill it?
Bastille - Flaws







Przejechała przez zakorkowane ulice Berlina. Akurat w tym momencie wszyscy powracali z wigilijnych kolacji, od rodziny, gdzie spędzili bardzo miłe chwile. Kim takich nie doświadczyła. Nadal była zdezorientowana, ale to uczucie powoli ustępowało innemu - zawodowi. Była sobą zawiedziona. Myślała, że jeśli przeżyła już tak wiele, spotkała ludzi pokroju Borysa, to tym razem wykryje zagrożenie własnym nosem. Tak się jednak nie stało. Mogła zginąć z rąk człowieka, który udawał przed nią największe uczucie jakim jest miłość.
Zapłaciła taksówkarzowi i prędko wyszła z samochodu. Obejrzała się i wzrok utkwiła w domu Julki. Wszystkie światła zostały pozagaszane, więc i u nich Wigilia się już skończyła. Bardzo chciała przejść jeszcze te parę metrów i znaleźć się w niewątpliwie najbezpieczniejszym miejscu. Niestety, teraz musiała ukryć się u Emila, od którego oczekiwała wyjaśnień co do tej sprawy.
On, jakby już na nią czekał. Kiedy Kim nadal wpatrywała się w ciemność za oknami domu przyjaciółki, brunet otworzył drzwi od swojego domu. Niemka, zauważywszy to, przeszła przez podwórze i weszła do mieszkania.
- Już się martwiłem...
- O co tu chodzi? - zapytała, przerywając mężczyźnie. Ten najwyraźniej się tego nie spodziewał; przez chwilę patrzyli na siebie, Kim zdenerwowana, a Emil zdziwiony. Po chwili otrząsnął się i poprosił kobietę, by przeszła za nim do salonu.
- Nie wiem, od czego zacząć... - przyznał, siadając na sofie. Kim zajęła miejsce na krześle przy stole. Nie mając już siły, spuściła głowę i głośno westchnęła.
- Od początku, proszę.
I tak zrobił. Opowiedział jej o wypadku Lewisa, w którym podobno brała też udział Kim i jej przyjaciele, potem płynnie przeszedł do sprawy z Borysem.
- To ja byłem człowiekiem, który poniekąd uratował ci życie. Byłem wtedy u Borysa, pięć minut, nie więcej. Ale słyszałem, jak Maryna się wydziera, słyszałem urywek waszej rozmowy. Powiedziałem o tym Igorowi, bo to nie dawało mi spać...
Kim słuchała go w skupieniu, coraz mniejszym, bo jedna myśl kołatała jej w głowie, odbijała się niespokojnym echem - Anthony...
- Wiem o co chcesz zapytać - wyrwał ją z letargu, który na moment ogarną kobietą. Spojrzała na niego nieprzytomnymi oczami,  zastanawiając się, czy ten facet czyta w myślach, ale skarciła się za to. To są za poważne sprawy na takie głupoty. - Nie miałem pojęcia, co planują Borys i Mark. Nie siedziałem w tej sprawie. Nie chciałem zabić Sonii.
- To... - Kim wstała momentalnie, słysząc imię zmarłej przyjaciółki. - To wy ją zabiliście?
Mężczyzna zrozumiał, że popełnił błąd. Miał powiedzieć jej to na spokojnie i na razie nie teraz.
- Mark... To znaczy, Borys najpierw zlecił to mi, ale się nie zgodziłem. Nie jestem mordercą, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił!
- Mark? - zapytała cicho, z nadzieją, że jednak pomyliła osoby. Z nadmiaru emocji nie wiedziała, czy Anthony to Mark, czy może jakiś inny pieprzony Misha.
- Tak, tobie znany raczej jako Anthony... Przykro mi, na prawdę.
- Co teraz zrobimy? - spytała stanowczo Kim. Zmieniła nastawienie na bardziej wojownicze, chciała skończyć z tą maskaradą, by w końcu żyć normalnie.
- Myślałem nad tym, by tam pojechać... Mark na pewno pojechał do kryjówki Borysa. Na całe szczęście wiem, gdzie to jest. I jest jeszcze jedna sprawa... - przerwał, widząc jak na twarz Kim znów wstępuje przerażenie. - Wiem, że przyjaźnisz się z Igorem. On również współpracuje z Borysem.
Kobieta zamarła. Jej najlepszy przyjaciel znów wkroczył na złą ścieżkę. Nie mogła uwierzyć, że Igor znów współpracuje z Reznovem. A właśnie tak się poznali. Borys i Igor byli nierozłączni i bezgranicznie źli. Chcieli zemsty i chcą jej do dzisiaj. A może od strony Igora również to była maskarada? Potrafił być przekonujący, Kim miała tego świadomość. Czuła się jak w cholernym teatrze.
- Zostaniesz tutaj - Emil ponownie wyrwał ją z rozmyślań. Przeszedł przez całą długość salonu i zabrał z szafki pistolet, na którego widok Kim się przeraziła. - Pojadę do Borysa.
- Nie pojedziesz sam - zaprotestowała, podchodząc do mężczyzny.
Emil wiedział, że Kim będzie teraz zdeterminowana, by zemścić się na gangsterach, ale nie chciał jej w to wciągać. Chociaż jest to złe słowo, bo i tak była w to zamieszana.
Chciał otworzyć usta, by zaprotestować, ale ona go uprzedziła.
- To się tyczy mnie. To moja wina, że Sonia nie żyje - powiedziała z trudem.
- Nie możesz obwiniać się za to, że jakiś gówniany szaleniec ma nie po kolei w głowie.
- Owszem, nie. Ale sama w pewnym sensie się w to wplątałam, więc pozwól mi tam z tobą pojechać...

Mężczyzna dał się przekonać i pół godziny później Kim stała przed wielką nieczynną elektrownią. Z relacji Emila wiedziała, że od paru miesięcy to właśnie tutaj Borys, Mark i Igor mieszkają. Sam Emil zabronił ruszać się z bezpiecznego miejsca, a w razie nagłego niebezpieczeństwa jak najszybciej zadzwonić na policję. Dlatego właśnie ściskała w dłoni swojego Samsunga i starała się nasłuchiwać. Z tej odległości, z której czekać kazał czekać jej brunet niczego nie mogła wyłapać. Słychać było tylko szum wiatru i w oddali szczekanie psów. Zniecierpliwiona przeszła kilka kroków tak, by wybadać całą sprawę. Po prawej stronie od wejścia znalazła porozwalane skrzynie. Gdyby je poustawiała, a później na nie weszła, zauważyłaby wnętrze elektrowni przez okno, do którego teraz nie dosięgała. Tak też zrobiła. Przesunęła ciężkie skrzynie i powoli na nie weszła.
W środku Emil wraz z Borysem o czymś żarliwie rozmawiali. Kim mogłaby nawet pomyśleć, że się kłócili, ale tylko jeden z nich miał gniew wypisany na twarzy - Borys. Emil był spokojny i gdyby nie była to sytuacja wielkiej wagi, mogłaby by to być normalna rozmowa. Borys wymachiwał rękoma na wszystkie strony i miotał się po podłodze niczym rozwścieczony diabeł. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że zdenerwowanie nic nie wniesie, zatrzymał się i spojrzał na Emila. Zaczął coś mówić. Kim jednak nie usłyszała rozmowy pomiędzy dwójką, ponieważ okno było szczelnie zamknięte. Gdyby jednak chciała je otworzyć, ryzykowałaby zdemaskowaniem siebie, a tego na pewno nie chciała.
Dosłyszała jednak kroki nadchodzące od głównej strony, przed wejściem do bunkra Borysa. Z rozkołatanym sercem, zaczęła czekać na przebieg zdarzeń i w tym momencie drzwi od elektrowni otworzyły się z łoskotem. W nich stali Mark i Igor. Na sam widok swojego narzeczonego, prawdziwego, czy nie, serce podskoczyło jej do gardła. Uczucie, jakim go obdarzyła było jednak zbyt silne, żeby teraz móc go znienawidzić, mimo, iż wie teraz kim tak na prawdę jest.
Chciała usłyszeć rozmowę czwórki mężczyzn za wszelką cenę. Otworzenie jednak tego okna graniczyło z cudem, dlatego delikatnie, bez problemów zeszła ze skrzyń i po cichu przeszła przed drzwi budynku. Uchyliwszy trochę drzwi ryzykowała własne życie, może i nawet życie Emila, ale musiała to zrobić. Po prostu.
- Wiedziałem, że mnie wydasz - usłyszała głos Marka. Tak kochała ten głos i wszystko co do niego należało. Teraz wiedziała jednak, że była dla niego zabawką, którą mógł się najpierw pobawić, a potem rozszarpać na strzępy. Jak nic nieznaczącą szmacianą lalkę.
- Dziwisz mi się jeszcze? - Teraz to był Emil. Z tonu jego głosu stwierdziła, że jest zdenerwowany, ale opanowany. Borys również.
- Ty nie chciałeś podjąć się tego zadania, ani zabójstwa niańki, więc musiałem znaleźć kogoś innego. Mark był jak znalazł.
- Jakiego zadania? - przerwał Borysowi Igor, wyraźnie zdziwiony całym zamieszaniem. Widocznie nie wiedział o zamiarach gangstera. - Mówiłeś, że Kim nic się nie stanie!
- Bardzo jesteś naiwny, Igorku...
Więc tak na prawdę Igor się zmienił, jedynie nie wiedział, jakie zamiary ma Borys. Kim westchnęła głośno i w tym momencie poczuła czyjeś zimne palce na swojej szyi.

- Nie tak się umawialiśmy - powiedział stanowczo Igor. Nie widać było po nim, że się boi, jednak w głębi wiedział, że robi źle. Borys był nieokiełznany i nieobliczalny, w każdej chwili mógł zrobić coś szalonego.
- Wcale się nie umawialiśmy - poprawił go Rosjanin. Niezdziwiony Sokołow założył ręce na klatce piersiowej i spojrzał odważnie na rozmówcę. - A nawet jeśli... Nie wiesz, że ze mną umowy są nic nie warte?
- Zdążyłem to zauważyć.
- Dobrze, dosyć tej maskarady - przerwał Borys i przeszedł kilka kroków. - Mam teraz inne zmartwienia. Nic nie powiedziałeś blondynie, prawda? - zapytał Emila.
- Skądże - odparł tamten. Borys nie zauważył kłamstwa i zadowolony odwrócił się od przyjaciela plecami.
- A więc coś jeszcze można zrobić...
- Co takiego? - zapytał Mark. W jego głosie słychać było strach. Przyjechał tu z nadzieją odciągnięcia Borysa od Kim, a może nawet z nadzieją zabójstwa tego bydlaka.
- Ty się już mi nie przydasz - powiedział tamten. Zdziwiony Blanchard zmrużył oczy do granic możliwości, patrząc w ten sposób na Reznova. Tamten tylko zaśmiał się gardłowo i oparł o blat jednego z brudnych stołów. - Zawiodłeś, Mark. Miałeś wstawić się tydzień temu, z zimnym już ciałem tamtej suki i co? Nawet nie pozwoliłeś mi nacieszyć się zwycięstwem, bo ona nadal żyje!
Igor podniósł głowę z podłogi na Borysa, a Emil poruszył się niespokojnie.
- To nie tak... - próbował bronić się mężczyzna. Pragnął to powiedzieć. To, co leżało mu na sercu już od pół roku, ale nie mógł. Nie przy Borysie. Teraz jednak już nic nie miało znaczenia. - Nie mogłem tak po prostu jej zabić...
- Przy niańce nie miałeś skrupułów - powiedział powoli Borys, podchodząc do Marka. Próbował przyjrzeć się gangsterowi, przejrzeć go, jego myśli... Do głowy nasuwała mu się tylko jedna myśl, która nie chciała przejść mu przez gardło. A to sukinsyn!
Drzwi wejściowe od elektrowni nagle otworzyły się, narobiwszy przy tym ogromnego huku. Oczy wszystkich mężczyzn skierowały się w tamtą stronę, gdzie Maryna prowadziła przerażoną Kim.
- Patrzcie, kto wpadł na herbatkę - wychrypiała kobieta, mocno trzymając siatkarkę za ramię. Przestraszony i przepraszający zarazem wzrok Niemki spotkał się ze wzrokiem Emila, który również wiedział, że jest to sprawa przegrana.
Rozbawiony Borys zostawił Marka i ruszył w stronę usatysfakcjonowanej Maryny.
- Kimmy - powiedział cicho Borys, całą swoją uwagę skupiając właśnie na niej. Ona również patrzyła na niego odważnie, mimo iż o wiele za dobrze pamiętała ich ostatnie spotkanie. - A Emil mówił, że nie powiedział ci nic o mnie i o całej sprawie...
- Bo nie mówił - wychrypiała. Zdawała sobie sprawę, że jej głos drży i Borys może wyłapać, że łże. Nie dbała jednak o to. Nie teraz i nie w tej chwili.
- To jak w takim razie się tu znalazłaś? Hm?
Teraz Borys uklęknął przy niej na jedno kolano i z bliskiej odległości patrzył jej w oczy.
- Musiała mnie jakoś śledzić - odezwał się jednak Emil i Borys gwałtownie wstał. Popatrzył gniewnie na bruneta. - Pewnie widziała mnie jak wyjeżdżam do ciebie.
- Może widziała, albo i nie widziała - mruknął, znów odwracając się w jej stronę. - Albo ktoś po prostu wyjawił jej całą sprawę. - Spojrzał na Marka.
- Nikt mi nic nie powiedział - rzekła stanowczo Kim, ale szybko tego pożałowała. Noga Maryny z zawrotną szybkością uderzyła w brzuch Niemki, która po tym zgięła się w pół.
- Puść ją - powiedział Igor. - Nie masz już dość? Bo tak się składa, że wszyscy już mamy dosyć tego całego cyrku.
- Skoro mieliście dość, dlaczego pomogliście mi uciec z więzienia? - zapytał patrząc w oczy Igorowi. Ten jednak nie odpowiedział, bo gdyby to zrobił, ośmieszyłby się. Wierzył w przemianę Borysa. Teraz wiedział, że był ogromnym kretynem, wierząc w coś, co nie miało prawa bytu. Przynajmniej nie w tym świecie.
- Powinniśmy się jakoś dogadać - Emil przerwał chwilę ciszy, która na moment ogarnęła całą elektrownię.
Na twarz Borysa wpełznął szaleńczy uśmiech, pełen satysfakcji i wyższości.
- Oczywiście, że tak - powiedział. - Maryna, zwiąż ją.
- Puść ją - wysyczał Mark, wyciągając pistolet z kieszeni. Blondynka zamarła bez ruchu, patrząc jak jej narzeczony mierzy do Borysa. Bandyta się tym jednak nie zraził. Uśmiechnął się w ten swój przerażający sposób i wzruszył ramionami. Maryna natomiast nie poruszyła się w ogóle. Kim poczuła jak drżą jej dłonie, które nadal trzymała na ramieniu siatkarki.
- Powiedziałem, puść - skierował wzrok na Marynę, ale broń nadal skierowaną miał w Reznova.
- Wystarczy poprosić - lekko się oburzył, ale kiwnął głową Marynie, a ta lekko rozluźniła palce na bluzie Kim, która poczuła wielką ulgę.
Mark wyraźnie również ją poczuł, bo, niczego nieświadomy, opuścił pistolet i chciał ruszyć ku Kim, jednak to teraz Borys wyjął broń i strzelił prosto w klatkę piersiową mężczyzny. Dokładnie cztery celne strzały wystarczyły, by Mark upadł na podłogę bez tchu.
Kim wstrzymała na chwilę oddech zakrywając dłonią usta. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Pozostała trójka także zaniemówiła. Emil z Igorem z trudem patrzyli na pełnego w kałuży krwi mężczyznę, a Maryna wpatrywała się w Borysa, z satysfakcją i uwielbieniem w oczach.
- Zwiąż tą sukę - wysyczał do byłej siatkarki, a ta z powrotem zacisnęła dłoń na ramieniu Kim.
- Borys... - odezwał się sąsiad Julki, ale bandyta nie chciał słuchać. Zamknął usta Emilowi, podnosząc na wysokość jego klatki piersiowej pistolet.
- Jeden celny strzał - mruknął, patrząc znudzony na bruneta. - Puff.
Emil przełknął ciężko ślinę. Musiał coś wykombinować, żeby wydostać Kim z tego bagna całą. Nie spodziewał się jednak, że Igor postanowi wziąć wszystko w swoje ręce.
- Wypuść ją - powiedział głośno. Maryna, która prowadziła siatkarkę do krzesła, obróciła się w jego stronę i zaśmiała się głośno. Borys także to uczynił, tylko, że jego śmiech był cichszy. I bardziej rozbawiony. Maryna robiła to na pokaz, niczym Bellatrix Lestrange.
- A jeśli nie, to co? - zapytał znudzony całą szopką. Mógłby już, teraz dać kulkę każdemu w tym pomieszczeniu, ale po co? Chciał się zabawić. Napawać chwilą i mieć z tego ogromną satysfakcję. - Zabijesz mnie?
- Tak - powiedział odważnie Igor. Borys podniósł obie brwi do góry, a Maryna znów zarechotała. - To właśnie zrobię. - Podniósł pistolet. Ręce drżały mu niemiłosiernie, a oddech przyśpieszył.
- Nie rób tego, przyjacielu. - Borys był wyraźnie rozbawiony. Wiedział, że Igor wymiękł już dawno i nie zrobi nic złego.
Za to on zrobi.
Dokładnie tak samo, jak przed paroma minutami, Borys podniósł naładowaną broń i równie tak samo szybko i celnie nacisnął spust cztery razy. Tylko, że teraz jego celem był Igor.
Sokołow natychmiast upadł na podłogę. Krew zaczęła wypływać z czterech otworów w jego klatce piersiowej, a koszulka zaczęła siąknąć czerwoną ciecz.
Tym razem Kim nie wytrzymała. Zaczęła płakać. Cicho, ale wystarczająco głośno, by Marynie sie to nie spodobało. Dostała od niej w twarz. Raz, drugi, trzeci. Kiedy spojrzała jej w oczy, była siatkarka uśmiechnęła się złowieszczo mocno zacisnęła linkę na jej dłoniach.
- Wybacz, Igor - powiedział Borys, chowając broń do kieszeni kurtki. - Zmusiłeś mnie do tego.
Odwrócił się do Kim, która teraz siedziała na krześle, ze związanymi rękoma i nogami.
- Nawet nie wiem od czego zacząć... - powiedział podniecony. Dotknął dłonią jej włosów i z całej siły je pociągnął. - Wyrwać je? Spalić? Albo może wszystko na raz?
Błędem Borysa było jednak to, że całkowicie zignorował Emila. Celowo, czy nie, to był jego największy błąd. Brunet tylko czekał na to, aż dwójka psychopatów całą swoją uwagę skupi na Niemce.
Ostrożnie i powoli podniósł z podłogi pistolet należący do Marka i naładował go. W tym jednak momencie Borys zorientował się, że coś jest nie tak i odwrócił w stronę Emila. Ten był jednak szybki i strzelił w klatkę piersiową bandyty, który od razu upadł na podłogę.
Zdezorientowana Maryna wystrzeliła swoją bronią, celując jedynie w ramię Emila. Spanikowana i przestraszona uciekła z elektrowni, zostawiając tym samym Kim i Emila samych.

- Jesteś ranny - rzekła blondynka, kiedy Emil podszedł do niej zachwianym krokiem. Rozwiązał jej ręce i pomógł wstać, wciąż jedną ręką trzymając się za krwawiącą ranę z ramienia.
- To nic - stwierdził. - Najważniejsze, że tobie nic nie jest. Muszę za nią pobiec...
- Krwawisz! - powiedziała bardziej stanowczo, patrząc na czerwony rękaw kurtki. On jednak pokręcił głową. Wręczył jej pistolet Marka i spojrzał jej w oczy.
- Zadzwoń na policję. A jeśli Borys się ocknie... Dobij go. - Powiedziawszy to, zostawił kobietę samą w elektrowni. Przestraszona i wycieńczona spojrzała na ciała, które leżały na podłodze, w wielkiej kałuży krwi.
Najpierw podeszła do Marka. Drżącą ręką dotknęła tętnicy na jego szyi; puls był niewyczuwalny. Poczuła, jak wszystko sie zapada. Było to dokładnie samo uczucie, kiedy widziała Alka, z czerwoną plamą na koszulce.
Później skierowała się do Igora. Chciała, żeby żył. On nie pragnął zemsty, nie pragnął jej śmierci. Znów omotał go Borys.
Jej przyjaciel nadal żył. Puls był lekko wyczuwalny, a sam Sokołow oddychał bardzo powoli. Kim szybko zaczęła wybierać numer pogotowia, ale w tym momencie odezwał się Igor.
- Kim... Podejdź.
Zszokowana upuściła telefon, który uderzył o podłogę i rozpadł sie na kilka części. Podeszła. Spojrzała na jego bladą twarz, bez wyrazu i uczuć, a jego ciemne tęczówki, pełne smutku i bólu mówiły jej, że odchodzi. Na zawsze.
- Chcę, żebyś wiedziała - dopadł go spazmatyczny kaszel - że nie miałem pojęcia o planach Borysa. Byłem głupi, gdy powiedział mi, że włos nie spadnie ci z głowy. Wierzyłem mu. Wybaczysz mi?
- Jasne, że tak. - Łzy spływały po jej policzkach, że trudno było wypowiadać jej słowa. Igor znaczył dla niej wiele i choć ich znajomość zaczęła się niekoniecznie dobrze, później stał się dla niej przyjacielem. - Myślisz, że mogłabym ci nie wybaczyć?
Znów kaszel. Pluł krwią, a plama tej samej cieczy wokół niego mówiła, że on się wykrwawia. Igor umiera.
- Tak, zawsze mi wybaczasz - uśmiechnął się słabo, tym razem próbując się opanować. - Powiedz Anie, że musiałem was ochronić... Za wszelką cenę. Nawet śmierci.
- Nie umrzesz - skłamała. Chciała żyć w tym przeświadczeniu jeszcze kilkanaście minut, dopóki jego oddech się kończy, a serce przestanie bić.
- Sama widzisz w jakim jestem stanie. Chciałem tylko zrobić coś dobrego... Ale nie zabiłem go. Nie miałem dość odwagi.
- Jesteś odważny. - Kim otarła łzy z policzka i uśmiechnęła się blado. Igor odwzajemnił ten uśmiech i w tym samym momencie jego twarz zastygła bez ruchu.
Odszedł.
Jeszcze przez kilka sekund do siatkarki to nie docierało. Ale gdy zdała sobie sprawę, że Igor nie żyje mocno wtuliła się w jego klatkę piersiową, która za moment będzie zimna jak lód. Chciała jeszcze doświadczyć jego ciepła. Trwając w uścisku, zaczęła cicho płakać.


* * *


Kim siedziała na sofie, z małym, śpiącym maleństwem na rękach. Patrzyła, jak chłopiec oddycha miarowo i powoli. Był taki mały i delikatny! Kiedy dotknęła go pierwszy raz, miała wrażenie, że zaraz się rozsypie. Teraz jednak mogła trzymać go godzinami.
Od śmierci Igora i Marka minęło dwa i pół roku. Wtedy myślała, że nie ułoży sobie na nowo życia, tak jak było to wtedy, gdy zmarł Alek. Życie waliło się jej na głowę. Z niczym nie mogła sobie poradzić, każdy przedmiot, każda chwila przypominała jej o Sokołowie. I o Marku. Chciała pamiętać tylko te dobre rzeczy, których doświadczyła, mieszkając we Włoszech. Wiedziała, że Mark ją kochał, tylko dlatego ją oszczędził.
- Powinnaś go trochę odłożyć - zaśmiała się Julka, wchodząc z talerzem ciasteczek do salonu, gdzie przebywała Kim. Ta podniosła kąciki ust do góry, co zdarzało się jej teraz częściej. - Na górze znajduje się jego łóżeczko.
- Wiem - odparła Niemka, patrząc na małego Aleksandara. Nie spodziewała się, że jej najlepsza przyjaciółka nazwie swoje trzecie dziecko imieniem jej zmarłego narzeczonego. - Ale jest taki piękny...
- No ciekawe dlaczego? Ma najlepsze geny pod słońcem. - Białorusinka odebrała syna od Kim i ruszyła po schodach na górę. Chwilę zajęło jej ułożenie małego Aleksa. Po dziesięciu minutach była już z powrotem.
- Jest jak aniołek - powiedziała Kim, kiedy Julka usiadła na fotelu.
- Spraw sobie takiego samego aniołka. - Blondynka puściła do niej oczko, śmiejąc się przy tym.
- Lubię dzieci. Ale nie nadaję się na matkę.
- Też tak mówiłam, a wiesz jaka ja byłam. W sumie teraz też taka jestem - stwierdziła, marszcząc czoło. - Podsumowując, nadajesz się na matkę jak mało kto. Widzę jak zajmujesz się dziećmi Georga, czy moimi. No chyba, że nie chcesz ich mieć... Albo Emil nie chce...
Kim zastanowiła się przez chwilę.
Z Emilem była już od co najmniej rok i bardzo go pokochała. Pomógł jej w trudnych chwilach po stracie przyjaciela i narzeczonego. Nadal bała się jednak ponownego związania z mężczyzną. Bądź co bądź jej dwóch narzeczonych zostało zamordowanych.
Powiedziała Julce o jej obawach, ale ona tylko ją wyśmiała, co trochę Kim obraziło.
- Borys nie żyje, więc Emil może dożyć tak do osiemdziesiątki - powiedziała i Kim nie wiedziała do końca serio, czy żartuje, bo miała poważny wyraz twarzy.
- Żartuję - powiedziała szybko Julia. - Wiem, że on teraz jest w Afganistanie i jest tam bardzo niebezpiecznie. Ale wierzę, że teraz będziesz z nim szczęśliwa. Bo jesteś, prawda?
- Oczywiście, że tak.
Wreszcie.

K O N I E C

"Wszystkich nas inspirują i motywują różne rzeczy : mamy własne powody, by zostawić niektórych bohaterów, podczas gdy inni znikają w stosie odrzuconych plików. Osobiście nigdy tak na prawdę nie rozgryzłam, dlaczego niektóre z moich postaci zaczynają żyć własnym życiem, ale zawsze mnie to cieszy. O tych właśnie najłatwiej mi się pisze i to ich historie zwykle zostają dokończone."

Tak oto podsumowała swoje dzieła Stephanie Meyer, dokańczając historię Bree Tanner. Tymi samymi słowami chciałam podsumować opowieść Kim i Julki. Wiecie, że one są moimi pierwszymi wymyślonymi postaciami, a ta opowieść jedną z najważniejszych.
Chciałam zakończyć ją inaczej. Dobić do czterdziestu rozdziałów, wprowadzić pierdyliard nowych postaci i jeszcze z trzy zmartwychwstania. Niestety sprawy przybrały nowych obrotów i stało się tak, jak się stało. Cóż. Powiem tylko, że jest mi przykro. :)
Teraz mogę tylko powiedzieć, że było miło przez te dwa lata, pisząc mbfl, Nowe szanse i Ostatnie szanse. Były to jedyne opowiadanie, na które przeznaczałam dnie i noce, weekendy i dni powszednie. Widziałam w tym sens i nie żałuję żadnej chwili spędzonej przy notatkach czy na blogspocie.
Wymyślcie sobie dalszą część. Od was zależy, czy Kim z Emilem będą mieli gromadkę dzieci, czy przyjedzie go czołg. Nie ważne. 
Nie pozostało mi teraz nic innego, jak zaprosić na
i
Najpiękniejszy (start po PO)

Oraz przepraszam za wszystko. Wiem, że powinnam to zrobić.
Wasza Karolina.