piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział trzynasty.

Wielkie nadzieje na znalezienie zabójcy Sonii szybko się ulotniły. Wraz z komisarzem Thomasem i Danielem współpracowały komendy w całych Niemczech. Nikt jednak nie mógł rozwikłać tej wielkiej zagadki. Monitoring nie obejmował akurat miejsca przy stawie, na którym została odnaleziona zabita, więc policjanci ślęczeli nad innymi nagraniami, które nagrane zostały w miejscach bliskich wielkiego zbiornika wodnego. Niestety, dostali je jednak zbyt późno a komisarze dopiero dzisiaj zabrali się za obejrzenie wszystkich filmów.
- Ten czarny range rover przewija się na wszystkich taśmach - stwierdził, nieco już zaspany Daniel. Piąta kawa nie pomagała mu w utrzymaniu powiek, a była już druga w nocy. - Trop zaczyna się na ulicy Bernauer Strase, a kończy dwie ulice dalej, ale niestety nie wiemy, czy kierowca dojechał do stawu, lub czy się tam zatrzymywał.
- Tak, masz rację - odparł Thomas. On trzymał się lepiej; cierpiał na bezsenność już dobry tydzień i praca o tak późnej porze mu nie przeszkadzała. - Moglibyśmy sprawdzić do kogo należy ten samochód. Byłoby nam łatwiej.
- Też na to wpadłem, ale cyfry na rejestracji są zamazane. Ogólnie, to ciekawą jakość przedstawiają te miejskie kamery - zażartował brunet. - Zapytam chłopaków, może coś wykombinują.
- Przyszły też badania odcisków butów, które daliśmy do analizy - Tom wyciągnął z szuflady plik papierów i podał je koledze. Ten przewertował je i spojrzał na Thomasa. - Tak, rozmiar 45, nie jest to znana marka...
- Myślisz, że należy do zabójcy?
- Nie wiem. Ja już nic nie wiem - powiedział, już nieco podirytowany Tom. Miał dość. Mijały tygodnie i miesiące, a sprawa stała w miejscu. Mieli do czynienia z inteligentnym, a co najważniejsze - zawodowym - zbrodniarzem.
- Jutro z samego rana poproszę o analizę tego numeru rejestracyjnego - oznajmił Daniel, wstając leniwie od biurka. Jedyne o czym teraz marzył, było jego ciepłe łóżko. - Dzisiaj nic już nie zdziałamy.
- Masz rację. - Thomas także wstał i wyłączył swój komputer. - Jutro z samego rana wznowimy poszukiwania.

- Mam! - krzyczał Daniel, wpadając do biura Thomasa. Ten szybko podniósł wzrok znad pliku kartek i uśmiechnął się pod nosem. - Nie ciesz się za bardzo. - Mężczyzna podał mu dokumenty.
- Mówisz, że jest źle? - zapytał zaniepokojony.
- Samochód należy do Marka Blancharda.
- Tego Marka?
- Tego samego - odparł. - To nie może być zbieg okoliczności, Tom. Nie wierzę, żeby Mark przejeżdżał tamtędy przypadkowo, akurat w noc zabójstwa tej dziewczyny.
- Mi też to śmierdzi - przyznał Thomas i sięgnął po słuchawkę telefonu. - Obdzwonię wszystkie patrole. Muszę też dowiedzieć się, gdzie aktualnie przebywa Blanchard.
- Zaraz sprawdzę - mruknął Dan i usiadł za biurkiem. Otworzył bazę danych, wpisał nazwisko podejrzanego. Wyskoczyło mu zdjęcie Marka. Był to około trzydziestoletni mężczyzna, z dużym zarostem i czarnymi jak smoła włosami. W jego oczach czaiło się szaleństwo i obłęd, nawet na zdjęciu policyjnym. Dwanaście lat temu został skazany za napad i gwałt na koleżance z klasy, ale po dziesięciu wyszedł za dobre sprawowanie. Dan nie wierzył, żeby Blanchard się zmienił i jeśli rzeczywiście był to samochód Marka, on mógł mieć coś wspólnego z tą sprawą.
- I co, masz coś? - niecierpliwił się Thomas, który akurat skończył rozmawiać z centralą.
- Według tego, o tu jest napisane, Mark Blanchard aktualnie przebywa na Bawarii, w Monachium.
- No to co, jedziemy tam?
- Wiesz, że on mnie przeraża - powiedział Dan, patrząc błagalnym wzrokiem na swojego kolegę. Ten tylko przewrócił oczami, ale obiecał, że znajdzie kogoś innego.
Ale Marka Blancharda nie było ani w Monachium, ani w całych Niemczech. Wyparował. Zniknął, a wraz z nim nadzieja, na rozwiązanie sprawy.

Ana ze zdenerwowaniem i uważnie wpatrywała się w dwie walizki, które stały w przedpokoju ich małego mieszkania. Igor w mgnieniu oka upchał do nich najpotrzebniejsze rzeczy córki i żony i zaraz miał je odwieźć do teściowej, na wieś, gdzie będą jak najbardziej bezpieczne.
- Przemyśl to jeszcze - odezwała się Serbka, kurczowo trzymając za rękę małą córeczkę, która nie do konca wiedziała co się dzieje.
- Przecież was tu nie zostawię.
- Nie mówię o tym - powiedziała Ana chłodnym tonem, tym razem obejmując małą. - Nie ufaj mu, Igor. To zły człowiek.
- Wiem. - Głos mężczyzny załamał się i z miłością popatrzył na córkę. Nie był jej biologicznym ojcem, ale traktował ją jak własne dziecko. Kochał obie bardzo mocno. - Gdybym się nie zgodził, Borys nasłałby na was Marka, a tego bym nie chciał.
- Wyjedźmy. Tam, gdzie żaden z tych bydlaków nas nie znajdzie.
- Będziemy tak uciekać całe życie? Chcesz tak żyć?\Ana spojrzała w oczy mężowi i mocno wtuliła się w jego tors. Oczywiście, że nie chciała, ale wtedy wciąż miałaby Igora. Całego i zdrowego.
- Wyjedziecie do mamy, a kiedy to wszystko się skończy przyjadę po was.
- Igor. - Ana odsunęła się od niego i z niepokojem spojrzała w jego twarz. - On nadal chce zemsty, prawda? Borys nie spocznie, póki nie zabije Kim...
Teraz odsunęła się od niego na kilka metrów i nawet nie patrzyła już na Igora. Westchnęła i założyła dziewczynce sweterek.
- Akurat na to mu nie pozwolę. - Sokołow podszedł do żony i położył dłonie na jej ramionach. - Poproszę go o to. Nie ma prawa tknąć Kim.
- Jesteś strasznie naiwny. Myślisz, że on od tak cię posłucha? To morderca! Zabił Aleksa na twoich oczach, na oczach Kim... Bądź ostrożny, proszę cię.
Złożyła na jego wargach czuły pocałunek, świadczący o miłości i trosce jaką go darzyła. Z takim człowiekiem jak Borys nie ma żartów i Ana dobrze o tym wiedziała.
- Chodźmy - powiedział z roztargnieniem i złapał Tianę za rączkę.
Wyszli na skąpaną ciemnością ulicę. Na zegarkach widniała godzina dwudziesta czwarta, żadne latarnie w okolicy jeszcze nie zaszczyciły jezdni swoim światłem, ale też żaden samochód o tej porze tędy nie przejeżdżał. Oprócz jednej taksówki, która akurat zatrzymała się obok rodziny Sokołowów.
- Za niedługo po was przyjadę. Tiano, pilnuj mamę. - Lekko pogładził córkę po jasnych włosach.
- A ty nie jedziesz z nami? - zapytała mała.
- Nie mogę, mam bardzo dużo pracy.
Ana otworzyła drzwi od auta i wpuściła tam córkę. Ostatni raz spojrzała na twarz Igora. Jedna z latarni zamigotała słabym światłem i w ten sposób na oświetlonej twarzy męża, Serbka dostrzegła ogromny ból.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała i wtuliła się w ramiona Igora.
Miała duże przeczucie, że ta chora sytuacja szybko się skończy i wreszcie ich trójkę spotka coś dobrego.
Wreszcie.

P ó ł  r o k u p ó ź n i e j 

Zbliżały się kolejne Święta Bożego Narodzenia. Tym razem Julia postanowiła spędzić je w dużym gronie; zaprosiła już brata z rodziną, Georga i Violettę (których także traktowała jak członków rodziny), chciała ściągnąć Kim z Włoszech, której swoją drogą bardzo się tam spodobało. Chciała też zaprosić wszystkich przyjaciół - Marcela, Stefana z Victorią oraz Andreasa z Lili. Bardzo było jej szkoda, że teraz rzadko się z nimi wszystkimi widuje, więc postanowiła to zmienić.
Był 20 grudnia. Planowała właśnie zadzwonić do Kim, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się i stanęli w nich Marcin z Marcelem. Mimo, że nie za bardzo za nim przepadała, musiała zaprosić go na Wigilię - obiecała to swojemu mężowi. Obiecała również, że będzie dla niego miła.
- Co tak długo? - zapytała Julka, wstając z sofy.
- Na mieście są korki, a i nie łatwo też wybrać choinkę - odparł Marcin, ściągając z głowy czapkę. Na przywitanie pocałował żonę w policzek.
- No i gdzie ta długo wybierana choinka, hm? - zapytała ironicznie, nie widząc wielkiego, świątecznego drzewka.
- Stoi przed domem, zaraz ją wniesiemy - oznajmił Marcel, wchodząc w głąb domu.
- Dobrze - westchnęła. - Zrobię wam herbaty. I właśnie miałam dzwonić do Kim, z pytaniem, kiedy przyjeżdża. I na ile. Postaram się zatrzymać ją na dłużej, ale nie wiadomo, jaki grafik ma w tych Włoszech.
Kobieta wyciągnęła z szafki dwa kubki i nastawiła wodę w elektrycznym czajniku. W tym momencie rozdzwonił się jej telefon.
- O wilku mowa! - powiedziała i przycisnęła zieloną słuchawkę. - Witaj, Kimmy! Właśnie miałam do ciebie dzwonić.
Uważnie słuchając co przyjaciółka ma jej do powiedzenia, Julia oparła się o blat stołu. Wyraz twarzy z szczęśliwej, powoli zmieniał się w zdziwioną. Mężczyźni to uchwycili i po sobie popatrzyli.
- Nie, no... - wydukała wreszcie, po kilkuminutowym monologu Kim. - Jasne... Możesz... No... Nie ma sprawy...
Teraz to było dziwne. Zazwyczaj Julka rozmawiała z Kim swobodnie, a teraz kompletnie nie wiedziała co powiedzieć.
- Tak, tak, możesz być 23... - powiedziała znów po chwili ciszy, podczas której zapewne głos zabrała Niemka po drugiej stronie słuchawki. - Nie ma sprawy, na prawdę... Do zobaczenia.
Rozłączyła się.
Powoli usiadła na krześle przy stole, a Marcin z Marcelem czekali, aż Julka wyjaśni im powód swojego zdziwienia.
- Coś się stało? - pierwszy zapytał Marcin. Obawiał się jednak wybuchu swojej żony, nie miał pojęcia jak Julka zareaguje. Jednak ta odpowiedziała mu całkowicie spokojnie.
- Nie wiem - wymamrotała, nie patrząc na mężczyzn. Wzrok utkwiła pomiędzy nich. Potem popatrzyła zaniepokojona na Marcela, aż wreszcie wzrokiem zaszczyciła męża. - No bo Kim... Pytała, czy może z kimś przyjechać... Ona się zaręczyła.
___________________________________________________
Zlepianie, skracanie, okrajanie a to wszystko dlatego, że mam dosyć tego opowiadania.
to był błąd.
*********

2 komentarze:

  1. Powiem jedno.




    Ufffff
    Igor wcale nie jest zły, on jest po prostu zastraszany!
    Dziękuje, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpilas w to, że nie jest? Czy ty na serio go kochasz? XDDD
      A bardzo proszę ♥

      Usuń